Rewolucja podatkowa jaką PO zaproponowała w czasie ostatniej konwencji jest nie tylko demagogią. To propozycja z ukrytymi wieloma "haczykami" gdyby jakimś cudem Platformie udało się zachować władzę.
Stawka PIT - 10%. Mimo iż Ewa Kopacz nazwała ją "jednolitą", minister finansów dał do zrozumienia że będzie to podatek progresywny. Najniższy próg podatkowy wyniesie 10%, najwyższy prawie 40%. Dziś osoba która zarabia "na rękę" ok 4 tyś zł płaci 18% podatku.
Likwidacja składek NFZ i ZUS. Z samej podwyżki podatków pośrednich np. VAT-u (1% to tylko kilka miliardów do budżetu) nie da się sfinansować składek. W grę wchodzi zatem albo nowy podatek albo ukrycie składek w wyższej stawce PIT.
Kontrakty zamiast umów zleceń i o dzieło oraz umów o pracę ! Osłabienie roli związków zawodowych, likwidacja komisji trójstronnej w połączeniu z likwidacją umów o pracę i zastąpieniem ich kontraktami niesie ze sobą realne zagrożenie dla praw pracowniczych. Rząd PO przez ostatnich 8 lat reprezentował interesy pracodawców wprowadzając np. elastyczny czas pracy.
Ewa Kopacz nie podała źródeł finansowania swoich propozycji.
W wywiadzie dla TVN Wincent Rostowski wycenił koszt propozycji Platformy na ok 10 mld zł. Z punktu widzenia budżetu to mikroskopijna suma tym samym potwierdził on fakt finansowania zlikwidowanych składek ZUS i NFZ z podwyżki PIT-u. Rostowski zapowiedział też że zmiany w podatkach zostałyby wprowadzone dopiero wtedy gdyby państwo było na to stać.
Na koniec konwencji Ewa Kopacz zdobyła się na chwilę szczerego podsumowania efektów 8-letnich rządów PO wzywając do głosowania "nie za tym co już było ale co dopiero będzie". Premier wezwała też Szczurka i Lewandowskiego aby ci poprawili sytuację najmniej zarabiających Polaków. "Polacy muszą więcej zarabiać !" - oświadczyła pani premier.
Powodzenia.